Recenzja filmu

Cena sławy (2014)
Xavier Beauvois
Benoît Poelvoorde
Roschdy Zem

Śmiech zza grobu

Składając hołd kinu Charliego Chaplina, Xavier Beauvois pożycza od genialnego komika wątki, sceny, kostiumy, muzykę i bohaterów. Za chaplinowską literą nie podążą jednak duch artysty, a "Cena
Składając hołd kinu Charliego Chaplina, Xavier Beauvois pożycza od genialnego komika wątki, sceny, kostiumy, muzykę i bohaterów. Za chaplinowską literą nie podążą jednak duch artysty, a "Cena sławy" okazuje się nieśmieszną, na wskroś banalną komedią. 


 

Poczciwy Eddy Ricaart (Benoît Poelvoorde) opuszcza więzienne mury. Nie wygląda na poważnego przestępcę - to raczej głupawy lump z talentem do pakowania się w kłopoty. Pod bramą czeka na niego stary przyjaciel, Osman (Roschdy Zem), który przygarnia ex-skazańca, by spłacić wobec niego dług wdzięczności. Od teraz Eddy ma być porządnym obywatelem. Sęk w tym, że życiowe problemy szybko wciągają obu panów na drogę przestępstwa. Żeby zdobyć pieniądze na operację chorej żony Osmana (Nadine Labaki) i odłożyć trochę grosza na studia dla jego rezolutnej córeczki, Eddy wraz z kumplem porywają dla okupu trumnę z ciałem Chaplina

  


Ta historia wydarzyła się naprawdę, choć w rzeczywistości była nieco mniej romantyczna niż u Beauvois. W marcu 1978 roku dwójka imigrantów z Bułgarii i Polski wykradła trumnę z ciałem wielkiego reżysera, by po 11 tygodniach wpaść w ręce szwajcarskiej policji. Ich historia posłużyła francuskiemu reżyserowi jako punkt wyjścia do filmowego hołdu składanego autorowi "Świateł rampy". Hołdu chybionego i pozbawionego czaru.

Beauvois w mechaniczny sposób przenosi do swojej opowieści motywy i bohaterów znanych z kina Chaplina. Mamy tu poczciwca wciągniętego w tryby bezwzględnego systemu, cyrkowców, młodą baletnicę i pompatyczną muzykę stylizowaną na tę z jego filmów. Fani mistrza komedii zobaczą tu fragmenty scen z "Brzdąca""Świateł rampy", "Cyrku" i "Gorączki złota". Nie odnajdą jednak cierpkiego humoru ani melancholii, które przesycają twórczość Chaplina. Francuski reżyser zaciąga dług, ale nie ma pomysłu na jego spłatę. Cóż z tego, że jeden z bohaterów nosi zbyt szerokie spodnie i zniszczoną marynarkę - mimo to ani trochę nie przypomina słynnego Trampa. 


  

Beauvois zatrzymuje się w pół drogi między sentymentalną komedią i groteskowym kryminałem. Nawet jeśli zaprasza na ekran interesujących bohaterów, po chwili porzuca ich bez mrugnięcia okiem (córka i żona Osmana traktowane są niczym filmowe rekwizyty). Obraz jest wewnętrznie pęknięty, co najlepiej oddaje aktorski duet na pierwszym planie. O ile Poelvoorde ma predylekcję do groteski i buduje swoją postać z efektownych grepsów, o tyle bohater Zema od początku do końca jest zupełnie pozbawiony życia.

Prezentowany w konkursie głównym ubiegłorocznego festiwalu w Wenecji film Beauvoisa ani nie śmieszy, ani nie wzrusza. Kryminalna intryga pełna jest luk, a kolejne wątki splatane są w sposób mechaniczny. Cóż z tego, że reżyser czyni ukłony w stronę Chaplina, skoro w jego filmie brakuje melancholii i gorzkiej prawdy "Moliera XX wieku". Nie tylko autor "Brzdącazasłużył na lepszy filmowy hołd, ale też francuskiego reżysera stać na kino wyższej próby. "Ludzie Boga" są tego najlepszym dowodem.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones